niedziela, 10 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 07:

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. To na pewno nie był mój pokój. Kurwa gdzie ja jestem?
Powoli zaczęłam sobie przypominać.
Ucieczka..
Uderzenie..
Ból głowy..
Ciemność..
Zostałam porwana.. Tylko dlaczego? Na pewno nie dla pieniędzy, bo wszyscy myślą, że ich nie mam. Kurwa.. Nie wiem co mam myśleć. Dla zemsty? Ale ja nic nie zrobiłam. Może chcą mnie sprzedać.. Nie wiem... Nie wiem nic. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, które było w pokoju. Na Londyn to jest za słonecznie..
Zaraz. Ja poznaję tą okolicę. Jestem w NY, ale co ja tu robię. O ile dobrze pamiętam, to porwana zostałam w Londynie, a jestem 3 ulice od mojego mieszkania. Spojrzałam na dół i zobaczyłam że jestem na drugim piętrze, więc nie wyskoczę, no chyba że będę chciała się zabić. Rozejrzałam się jeszcze raz i zoriętowałam się że jestem w domu, w którym nikt nie mieszkał od 5 lat. Jak to możliwe... Chociaż Monic jakiś tydzień temu weszła do domu podjarana, że jacyś przystojniacy się tu wprowadzają. Tylko co oni chcą ode mnie?
I jak ja do cholery się znalazłam w NY? Stałam i  usłyszałam jak ktoś kaszlnął. Odwróciłam się i zobaczyłam tego Jake'a czy jak mu tam.
-Kim jesteś? Czego chcesz ode mnie? I czemu kurwa jestem w NY?!-Wykrzyczałam mu w twarz i w zamian za to dostałam z liścia w twarz.
-Słuchaj suko. Na mnie się nie krzyczy. Zapamiętaj to sobie.
-Frajer.
-Co Ty powiedziałaś?-Zbliżył się do mnie.
-Nie dość że głupi to jeszcze głuchy. No nie wierzę na kogo ja trafiłam.-Zaśmiałam się sarkastycznie. Podszedł do mnie i rzucił mną o ścianę. Ała.. Dodatkowo oberwałam w twarz. Znowu..
-Powiedz. Co. Powiedziałaś.-powiedział z przerwami po każdym słowie. 
-Powiedziałam że jesteś frajerem. Kurwa jesteś głupi czy głupi?-zapytałam sarkastycznie. Coś czuję że w tym domu sarkazm będzie mi bliski. Rzucił mną o podłogę i zaczął kopać po całym ciele. 
-Kurwa Justin. Mamy jej dać nauczkę a nie zabić. Odejdź od niej.-powiedział jakiś chłopak i odciągnął GO ode mnie. Spojrzałam na nich i zobaczyłam tam czterech chłopaków i jego.. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale je powstrzymałam. Kiedy ci chłopacy wyszli, Justin podszedł do mnie i podniósł ciągnąc za włosy.
Pisnęłam na ten gest bo to naprawdę bolało. Rzucił mnie na łóżko, ale ja wstałam, podeszłam do niego i przywaliłam mu pięścią w twarz. Odrzuciło go to i patrzył na mnie zdziwiony, ale szybko się otrząsnął.i podszedł do mnie. Uderzył mnie w twarz. Odrzuciło mnie i upadłam na łóżko. Podszedł do mnie i usiadł na mnie okrakiem. Próbowałam go zepchnąć, ale On złapał moje ręce i złączył je nad moją głową. Krzyczałam i wierciłam się, ale tylko za to obrywałam. W końcu się poddałam. Wziął jakąś linę i przywiązał nią moje ręce do obramowania łóżka. Zaczął ze mnie zdzierać ciuch a ja tylko patrzyłam co robi i płakałam. Nie miałam siły walczyć. Byłam cała obolała. Przypomniała mi się tamta sytuacja... Od tamtego czasu mój brat uczył mnie samoobrony. Nie, nie zostałam zgwałcona, ale to była próba gwałtu. Wtedy uratował mnie chłopak, który nasłał tamtego żeby mnie zgwałcił. On wtedy wybiegł i myślał że jak mi pomoże to się w nim zakocham. I tak było, ale widziałam go jak płacił tamtemu za to co mi zrobił. Migdy tego nie zapomnę. Ale to co się dzieje teraz jest jeszcze gorsze. Ja naga leżę pod nim, a on ma na sobie tylko bokserki. Patrzyłam na niego z błaganiem w oczach, ale on nic sobie z tego nie robił. Zdjął bokserki, założył gumkę na jego masakrycznie wielkiego członka i wszedł we mnie gwałtownie. Zawyłam z bólu, ale tylko za to oberwałam. Odwróciłam od niego wzrok. Nie mogłam na niego patrzeć.
-Patrz na mnie- czy on mi czyta w myślach? Nie spojrzałam na niego oczywiście. Nie mogłam. Nie potrafiłam.-Kurwa powiedziałem patrz na mnie.
-A ja powiedziałam żebyś przestał.- wydukałam ledwo. uderzył mnie w twarz i po chwili doszedł.wyszedł ze mnie i rozwiązał moje ręce. Rzucił we mnie swoją koszulką i powiedział:
-Ubierz to.
Niestety musiałam ją ubrać. Czułam się taka brudna. Przypomniałam sobie że mam żyletkę w kieszeni już rozwalonych spodni.
Podeszłam do nich i...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz